Nawigacja mobilna menu

fot. Tomasz Pietrzak

Sprawy ostateczne, bolesne, tematy trudne, stany traumatyczne, choroba i związane z nią lęki – wyartykułowane za pomocy wierszy. Czy trzeba się bać, zanim jeszcze przeczyta się teksty czy może lepiej sięgnąć po dawkę optymizmu, po pełną szczęścia i uniesień literaturę? Zamknąć książkę i odetchnąć, że życie jest piękne i łatwe. Barbara Janas-Dudek nie ułatwia czytelnikowi zadania, oddając w jego ręce swój najnowszy tom – Za wcześnie na rytuały. Jeśli nawet po przeczytaniu kilku wierszy ktoś przerwie lekturę, to za chwilę zacznie czytać dalej i nie będzie w stanie przerwać. Nie będzie mógł, bo lektura tych niezwykłych (w sporej części zamkniętych w bardzo interesującą formę bryły) wierszy – pochłonie go bez reszty. Wiersze Barbary Janas-Dudek nie przestaną nas „dotykać” po zamknięciu książki, nie będziemy chcieli ich zapomnieć. Zostaną w naszych głowach, będziemy się nimi „żywić”.

[Mirka Szychowiak]                                                                                                                            

Recenzja

Wiersz Trzeba przeżyć

„przegadaliśmy śmierć / nie mając o niej pojęcia” – to ostatnie wersy, ostatni wiersz tomu „za wcześnie na rytuały” Barbary Janas-Dudek. Jednak to nie umieranie jest tematem, który zajmuje autorkę, ale „życie”.

*

Składająca się z czterech części poetycka kompozycja to próba (zapewne kolejna i nieostatnia) zrozumienia „świata”. W każdym z rozdziałów znajdujemy próbę opisania pewnego etapu poznawania. Na początku kosmos ludzki – historia w wersji rodzinnej i osobniczej, zapisanie w metaforach tego, co niewidoczne (na pierwszy rzut oka), co jednak „budzi zdziwienie”, a następnie umożliwia/wymusza „medytację”.

„utopio, moje dziecko
powiedz głośno, nim zapalą się rzeczy
nim zdołasz skoczyć wiadomo gdzie
nie wiadomo jak”
(„to” – fr.)

Mamy w tej części przywołane szamańskie zaklęcia prapoczątku – „wszyscy wyszliśmy z wody” („wieszczba”), uniformizację-tabloidyzację współczesnego życia zbiorowego – „sny są niczyje” („nikt jest czy nikogo nie ma”), świat odwrócony – „nie prowadzi tutaj żadna droga” („drugi obieg”), chaos świata samotności (indywiduum) – „nie ma uporządkowanych słów” („dwa tysiące samotnych”). I są próby znalezienia wartości, uczłowieczenia „nikogo” w relacji partnerstwa, rodzicielstwa: „pakuje walizki, mama głaszcze ją / po głowie. czy to możliwe?” (pochodne”), „nauczę cię płakać z radości, nie bać się / historii, które krążą nad nami” – („pokrewieństwo”). Wiersz „odwiedziny” o spotkaniu z bogiem to próba dojrzewania – odnalezienia swojego miejsca „na poboczu” – „bóg wejdzie i zostanie”. I choć ostatni wiersz w tej części („po drugiej stronie domu”) to opis szaleństwa, słowo to należy zapisać w cudzysłowie. Odwołując się do teorii prof. Dąbrowskiego możemy powiedzieć, że jest to już etap dezintegracji pozytywnej, wyższy stopień dojrzałości po opanowaniu (poznaniu) chaosu swojej osobowości. To jedna ze stron kobiecości („bliżej jej do dzikuski”).

Część druga tomiku „na palcach / żeby nie spłoszyć”, zaledwie cztery wiersze, ale są jak słupy milowe dla bohaterki (narratorki): dzieci (troska i oparcie; pogodzenie się z ich dojrzewaniem i odchodzeniem), dom – rodzina/partner (remont, choć ten dotyczący ścian to tylko „paliatyw” – „nie rusza mnie remont”), życie – jak dobrze zorganizowana fabryka. Czy to tylko próba zorganizowania świata i samoświadomość pozorności tego zabiegu?

Częściową odpowiedź daje część trzecia zbioru, poświęcona w większości próbie opisania miłości w rozumieniu/pojmowaniu mężczyzny i kobiety. Relacje utrwalono w drobiazgach codziennych sytuacji, które uzyskują moc liryczną w nagromadzeniu, spiętrzeniu, i które kreślą emocjonalne podteksty poprzez namiętność, zdystansowaną od szaleństwa i świadomą koniecznej odrębności. Jeden z lepszych erotyków, jakie czytałem, to wiersz(yk) „pornografia”:

„tylko nagość
ukrywa mnie
przed tobą”.

Czterdziestoletni żeński podmiot liryczny tych wierszy zdobył kolejny stopień samoświadomości. „pouczam dzieci, chociaż sama nie rozumiem” pisze – Barbara Janas-Dudek, godzi się z tym, że zastępują ją (jej personalizację) „przyciski, piny, doładowania”. Wie, że są pewne „formy”, w których żyjemy „automatycznie”. Ale też ma świadomość, że „zastępczy samochód ma większe przyśpieszenie” (daje więcej wrażeń, choć gdy „wyprzedza ciąg zdarzeń” pojawia się pytanie: „kto przetrwa”, a w ślad za nim kolejne: „o kim się zapomni”). To bardzo mądry wiersz (nie tylko dla dojrzałych kobiet!).

Część ostatnia (objętościowo to prawie połowa książki) jest w większości oparta na zapisach, relacjach na temat szpitala-operacji, chorób, śmierci. Tutaj zaczyna dominować „żywioł poezji” zamknięty w formę „brył”, czyli bloki tekstu zapisane w formie prozy (z użyciem, niekonsekwentnym, tylko kropek i przecinków). Ta forma ma niejako uporządkować emocjonalny zapis. Pojawiają się tu krótkie myśli, obrazy ze wspomnień, w końcu cały anturaż szpitalny, łącznie z malignami operacyjnymi. Są „wspomnienia” śmierci innych kobiet, a także wyobrażonej śmierci podmiotu lirycznego. Wiele fragmentów koresponduje z wierszami z początkowych partii książki (np. motyw „kamienia”, jako symbolu losu z „wieszczby”). Zastanawiam się tylko, czy te utwory powinny mieć tytuły (w większości wynikają one z samych tekstów)? Ta poezja jest tak skondensowana, że raczej nie da się ograniczyć, udzielić tytułami poszczególnych części.

Inne wiersze w tej części to wysublimowane refleksje na kanwie przeżyć związanych ze „śmiercią”. Stanowią doskonałą odskocznię dla żywiołu narracji (w „bryłach”). „wizja lokalna” – tryptyk o narodzinach lub też nieodbytym poczęciu, o skutkach tego przeżycia nie tylko psychicznych, ale też w wymiarze losu (dziedziczonego przesłania). Tytułowy dla książki wiersz „za wcześnie na rytuały” to kolejna próba oswojenia strachu. Kolejna, bo kończy się deklaracją: „to nieprawda, że wynajmę kogoś do mycia naszych ciał. // zrobię to sama”.

Nie do końca zgodzę się ze stwierdzeniem Mirki Szychowiak (redaktorki tomu), która (wiem, że w skrócie myślowym) pisze: „Sprawy ostateczne, bolesne, tematy trudne, stany traumatyczne, choroba i związane z nią lęki – wyartykułowane za pomocą wierszy”. Tak i Nie; w warstwie obrazu i przekazu bezpośredniego – zgoda, ale w warstwie metaforycznej znajdziemy o wiele więcej prób okiełznania życia (porządkowania, szukania sensu, dojrzewania).

*

Jak zapisała poetka w ostatnim wierszu tomu: „przegadaliśmy śmierć”, ale słowa służą przecież nie tylko oswojeniu strachu, raczej głównie przekazaniu myśli, tych odkryć wynikłych ze zdziwienia, które konstytuują naszą podmiotowość, ocalają nasze „bycie w czasie” przed ograniczeniem do tylko trwania (w zbiorowym „się”). „wiersz trzeba przeżyć…”

Bogdan Zdanowicz

całość: Śląska Strefa Gander

fot. Beata Patrycja Klary

Rytuałów nie będzie

[…] Jeśli poezja – to na pewno prawda. Już w Zakładzie pracy chronionej poetka zasygnalizowała coś zupełnie nowego w poezji naszego czasu. Omawiany tom składa się z rozdziałów, na początek bez tytułu z wierszami wprowadzającymi w filozoficzny program poetki, uświadamiający czytelnikowi, że nie będzie to łatwa lektura. Korzenie, raczej drobiny białka, od których poetka zaczyna budować swoją postać liryczną: „wszyscy wyszliśmy z wody, więc cztery lata deszczu nie powinny wyrządzić nam krzywdy”. Kataklizm, przestroga potopu, zagłady, ale wszystko można jeszcze naprawić, albo to już miało miejsce, biblijne, i wszystko zaczęło się od nowa. Od komórki do narządu, potem do komórek umysłu. Dalej obraz z martwymi przedmiotami, nikogo nie ma, nikt się nie tuła po korytarzach, nawet „sny są niczyje, nikogo już nie będzie, zapomni się o nikim”. W „drugim obiegu” wszystko dzieje się na pustelni, podmiot czyta z kałuż, nie prowadzi tutaj żadna droga, nic nie jest uporządkowane, żywe istoty jedzą z martwych rąk. Zastanawiam się, o co tutaj poetce chodzi, pejzaż po hekatombie nie jest pejzażem rozbitej materii, może po głębokiej analizie poetka doszła do wniosku, że są w człowieku niezbadane rewiry, które wymagają określeń, dopominają się o nowy język? A może tylko o język chodzi, poetycki, z bełkotu powstałeś, aby obrócić się w artystyczny ład. Może poetce chodzi o wykreowanie własnego języka poprzez szczególną metaforykę zdarzeń, nie wyrazów, i nie obrazów, i to na płaszczyźnie bytu w czasie? Byt, w odwrotności do czasu, sens bytu w odniesieniu do czynności i procesów fizjologicznych; jak w tym wszystkim, w tych uwarunkowaniach ma się odnaleźć poeta, pozbawiony empirycznych doświadczeń? […]

Barbara Janas-Dudek popełniła książkę do gruntownych przemyśleń nad złożonością psychiki, od której zależy jakość dzieła artystycznego, przy jednoczesnym zmaganiu się z obowiązkami przyziemnymi. Jest tutaj doza jakiejś nierównowagi w chwilach, które o czymś decydują, powaga i znaczenie śmierci, choroby. Stosunek kobiety do mężczyzny, matki do dziecka, poetki zaniepokojonej skutkami przemijania, jednocześnie tęskniącej za „początkiem” w wodzie, w powietrzu lub w ziemi. Ciekawe, z czym poetka chorzowska pojawi się następnym razem. Z dzieckiem czy ze staruszką? A może tak lubianym przez siebie „niczym”? Bo brak słów, zamknięte usta, cisza – są najbardziej wymowne w omawianym tomie.

Czytać Za wcześnie na rytuały i o nic nie pytać. Bo warto. Języka sobie nie połamiecie, ale umysł jak najbardziej. Powodzenia.

Jerzy Beniamin Zimny

całość recenzji: Pismo Inter

 

„Stan egzystencjalny”

[…] w tym tomiku o żadną konwencję nie idzie, tylko raczej o „stan egzystencjalny”. Obolały, ponury, smutny i mroczny. Poeci-hedoniści takich wierszy nie piszą. Jeśli ich postawimy na „początku epikurejskim”, to Janas można ustawić tylko na „końcu eschatologicznym”. I nie ma co wnikać, dlaczego tak się stało. Moim zdaniem, stało się dobrze, bowiem rzadko czytamy wiersze tak intensywnie, tak głęboko zanurzone w ciemnej stronie losu. […]

Mógłbym zmusić się do jakiejś bardziej konkretnej interpretacji, ale ręka by mi zadrżała. Bo na takie „wsobne” wiersze dawno się nie natknąłem. Ale też wiem, że dzieje się w nas coś, co zazwyczaj nie wychodzi na zewnątrz i czemu sami się dziwimy. Poezja jest tego powierniczką. I tak właśnie stało się tym razem.

Freud wymyślił it, ego i super-ego. Gdyby żył teraz i chciał mieć „modelkę” do powyżej wymienionych „sfer duszy”, to Basia Janas-Dudek mogłaby mu pozować do tych kolejnych odsłon naszej szamotaniny.

Leszek Żuliński

całość recenzji: Pomorski Magazyn Literacko-Artystyczny Latarnia Morska

[…]Te wszystkie zdrowotne problemy są niezwykle przejmujące, bo wyrażane za pomocą dosadnych opisów, wdzierających się w pamięć obrazów i niezwykłego dystansu. I chyba ta chłodna (na pozór) relacja podmiot – treść robi największe wrażenie.[…] Poezja Janas-Dudek wywołuje rodzaj trudnego do zdefiniowania uczucia – niepokoi, sprawia (wewnętrzny) ból i jednocześnie fascynuje, hipnotyzuje. To dobra, ale niewygodna literatura. Niemal masakruje duszę i chyba to właśnie sprawia największą przyjemność (tak głębokie odczuwanie czyichś emocji).

Porytualne Lśnienia

Przeniosłaś mnie w jedno z miejsc, które żyje tym, co w szczelinach, na wzór tych w betonowych ścianach, gdzie liście, łodygi, kwiaty i insekty wszelkiej maści rozpełzają się triumfalnie pokazując, że istniejemy naprawdę.
Po „Ciszy” przeszły mi ciarki. Czytam je po kilka razy. Wtedy się otwierają.
[…] Mam cały czas skurcze gdzieś chyba w splocie, tak od szpiku. Myślę, że będę cię czytać wielokrotnie, już zaczynam widzieć obrazy. […]
[…] Wiesz, gdy cię czytam tam w środku, coś przeskakuje, jakby ciężkie ołowiane kulki, z miejsca na miejsce. Jeden wiersz i trach, przeskok. Czasami w jednym jest kilka przeskoków. Ciężkie kulki odbijają się od gardła po żołądek, aż do dreszczy. […]I jeszcze dodam: ty piszesz tak, jakby zwierzę w środku się włączało, bardzo podprogowo, głęboko, transowo ( ten wspólny rytm jak nabożnie, dokładnie i powoli wypowiadane formuły magiczne. I tak się je czyta. Po kilkanaście razy, jakby były elementami rytuału. Czytam i wracam, powoli, jakby miały nabrać ciała). To jest piękne Basiu! Jestem zachwycona.


Marzena Ablewska-Lech

Ktoś powiedział, że wiersze Basi, szczególnie te w kształcie kwadratów to bryły, ale dla mnie to lustra, w których przeglądam się jako kobieta-matka, poetka, żona, jako cierpiące ciało i szukająca sensu dusza. Znalazłam to, czego szukam w literaturze – prawdziwe mięso poezji, niczym nienadmuchane, nie przebrane w zbędną lingwistyczną formę czy liryczną oprawę. Ma boleć, ma być ciężko, ale jest też pięknie. I nie jest to piękno naiwne czy dalekie od życia. Z cierpienia, choroby, śmierci podnosi nas miłość i tę prawdę Basia pokazuje.

Dla „za wcześnie na rytuały”.
Dzisiaj wczytałem się w tom Barbary Janas-Dudek. Wiersze o trudnych przeżyciach, o niepokoju, o lęku. O psychotraumie powodującej trwałe zmiany. Ale trzeba być, kochać bliskich, tworzyć. A może tworzyć dzięki strachowi? Może to pokarm Stamtąd? Poetka opisuje kłąb swojej duszy. Bada! Nie ma tu miejsca na „grzeczne podziały” na kartezjański dualizm. Pisz Barbaro tak dalej – przenikliwie. Aż (teraz Twój wers) przeleje(sz) się w osobność.

Jacek Durski

Bez „rytuału”, w połowie jeszcze i bardzo cierpię, bo nie mogę zasnąć, bez słowa, które rozumie milczenie aż nadto.
Są ciała, które mówią i są usta, które milczą, I jest z tego
ciekawa poezja.


Jerzy Beniamin Zimny

[…] wiersze, które przylegają do człowieka jak druga skóra. Przeczytałam, wchłonęłam ten tomik. Poczułam go w każdej komórce. Rezonuję z każdym słowem. A w szpitalu, kiedy są chwile, że rożne dziwne myśli przychodzą do głowy, wtedy można sam tytuł powtarzać jak mantrę.

Justyna Koronkiewicz

Książka poetycka, która jest pełna mięsistej treści.
Traumy, przeżycia, lęki wypełniające życie, nadające
mu posmaku niewiarygodności pojawiają się i odchodzą.
Gorąco polecam!

Karolina KuŁakowska

Tymczasem w Chorzowie Barbara Janas-Dudek odpaliła dziś poetycką torpedę o nazwie „Za wcześnie na rytuały”.

Tomasz Pietrzak

 

„Za wcześnie na rytuały” Barbary Janas-Dudek to swoisty bunt przeciwko umieraniu. Niewątpliwie jest to jeden z bardziej sugestywnych i smutnych obrazów dotyczących pasowania się ze śmiercią. Jednocześnie autorka, za każdym razem, poszukuje wyjścia poza obszar poetyckich klisz, co stanowi niezaprzeczalnie siłę tego tomu. Przepełnione sensualnością teksty nie pozwalają o sobie zapomnieć. Jak napisała Mirka Szychowiak: „wiersze Barbary Janas-Dudek nie przestaną nas ‘dotykać’ po zamknięciu książki, nie będziemy chcieli o nich zapomnieć. Zostaną w naszych głowach, będziemy się nimi ‘żywić’”.

Magdalena Koperska