Port Poetycki Chorzów
Port Poetycki dla miłośników sztuki odbywający się w Chorzowie
Tomasz Pietrzak – rocznik ’82, autor czterechksiążek poetyckich: Stany Skupienia (Brzeg 2008, Stowarzyszenie Żywych Poetów, ), Rekordy (Nowa Ruda 2012, MaMiKo), Umlauty (Szczecin 2014, Wydawnictwo FORMA) i Pospół (Mikołów 2016, Instytut Mikołowski). Dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Nike – w 2013 i 2015 roku. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Toposie”, „Odrze”, „Arteriach”, „Czasie Kultury”, Dwutygodniku, „Miasteczku Poznań”, „Ricie Baum” i „Dekadzie Literackiej”, a także w antologiach m.in. „Przewodniku po zaminowanym terenie”, (OPT, Wrocław 2016). Jego wiersze tłumaczone były m.in. na angielski, słoweński i hebrajski. Mieszka w Katowicach i Krakowie.
.
Klechdy
Teraz to już tylko latopis,
dopodusznik i śmierć w czytance,
żadna groza czasów, topór
nad głową.
I skoro wszystko zostało spisane
do ciszy i ciemności,
pora zapomnieć.
Będzie trzeba, to się zajrzy
w papiery, powie ech i och, trochę
zadrży, jak na myśl o oblężeniu Gamali
(albo podboju Amu-darii).
I co z tego,
że wiele kości jest wciąż
nieodwirowane – było, minęło,
a dla mojego syna tylko minęło.
Stoimy obaj na drugim brzegu:
wystrzałów dawno nie słychać,
ani głosów, które im wtórowały,
ani wtórowania. Opowiadam mu
o tym, co sam ledwo pamiętam
z czyjeś obolałej pamięci i słów;
i brzmi to jak słodka klechda.
I on pyta: czy były tam potwory?
A mnie wstyd powiedzieć
prawdę, więc kłamię o ludziach.
(z tomu „Pospół)
.
Cząstka elementarna
Nie wszystek umiera – i ty
masz w sobie dziada złego,
dziad śpi w tobie, głodnieje,
pije na umór, choruje na swoje
dziady, a te dziady na swoje.
I jest tłoczno w tobie, aż czerni
się skóra, aż zżyma i mrowi.
Bywa, że odbiera ci usta,
– mówi; przejmuje ręce
i wzrok, widzi świat za ciebie;
i ty widzisz jak dziad zły –
w czerni i bieli, w żalu
i nieustannej goryczy.
Nie wyplenią go zamoczki,
ani koronki, nie wytrzebi go
święta nawijka i odmawiajka.
Żaden to duch, to drzemidło,
białko scalające, pospół genu,
co nieustannie wodzi za nos
i nie odciąga ode złego.
(z tomu „Pospół)
.
Rebbe
A te –bergina zdjęciach
to tylko kamienie,
każdy jakieś dźwiga ze sobą,
zbiera przez lata.
A te –sternyw listach
to tylko gwiazdy puszczające oko,
przypominające, dalekie
i pewnie wygasłe.
A to nazwisko,
takie jakby z ruska,
to zwykłe nazwisko –
rzecz podarowana, przyznana
z przydziałem mieszkania
na Komuny 6.
A te naleciałości, te gwary
to tylko zapamiętane
przypadkiem melodie
rozregulowanego radia,
co dudniło i bolało.
A ta skóra, ciemniejsza
nieco, to zwykła skora,
lecz bardziej garnąca słońce,
w obawie przed chłodem.
A te włosy, tak kręcone
i czarne to przecież zwykłe
włosy, miliony ich są na głowie,
miliony głów je ma;
miliony trwałych ondulacji.
A ten numer na ręce
to tylko numer telefonu
dawnej miłości, sympatii
z campingu, do której można
spróbować wykręcić się,
jeśli masz kierunkowy.
A te starte dłonie
to zwykłe dłonie,
wracające do domu,
po dniu pracy podające zupę
i dziecko, sięgające po więcej.
A te listy i paczki z KfarYona
to zwykłe listy i paczki,
znak, że ktoś wciąż pamięta
i czasem wyśle jakiś sweter,
słodycz, bilet dokądś.
A te noce bezsenne
to zwykłe noce bez snu,
bo ten nie jest w stanie już
nic wśnić w stare ciało.
A ten pociąg co stuka
za oknem to tylko pociąg
i donikąd się nie dobija,
ma z dwadzieścia wygodnych,
przestronnych wagonów.
A ten chłopiec odpytujący
to zwykły chłopiec, lat osiem,
któremu wiele się wmawia,
z którym aż po starość
gra się w schowaj.
(z tomu „Umlauty”)
.