Nawigacja mobilna menu

 

Naturalny konserwatyzm Baśki Trzybulskiej

Oddalam się i nie mam pewności, który to nawrót.
Podróż w czasie, spokój, ślady lęku. Śpiew kobiet
imitujących zazen. Później wywloką je poza granice.
Odpłyną łodziami, wypełnione tym, co odeszło.
Będą dryfować, aż zatoną.

 

(fot. Michał Dudek)

Kto odpływa na statkach oprócz kobiet? Krewni ustawieni według wzrostu, którzy wciąż pragną nas dotknąć, wpleść palce we włosy? A może przedmioty i sprzęty z objaśnieniami sposobu ich użycia? Czy taki obrazek wystarczy, by wykopać glinę z ziemi i uformować z niej łódź, która odbiega wprawdzie od ustalonego wzorca, ale stanowi o pewnej odrębności? Jak rzeki, które przebiegają pomiędzy drzewami i pobudzają jasność umysłu? Możliwe, że zaczęło się dużo wcześniej. Wtedy, kiedy podarowałam Baśce wewnętrzne wyspy, statki, łodzie i ozdoby, magiczne formuły, dziedziczone w linii ojca, nieuleganie modom. Chociaż to ja regualrnie ścieram kurz z książek i albumów ze zdjęciami i pamiętam te wszystkie przejścia, boczne drogi i kilkanaście imion zeskrobanych z cmentarnych tablic. Baśka Trzybulska upycha we wnętrzach lepionych przez siebie przedmiotów świadomość płci, milczenie, wolne soboty i niedziele. Mamy wtedy czas, by pochylić się nad pochlipywaniem ryb. Usłyszeć ludzi, poczuć ocean, który coraz mocniej przenika w głąb. Kilka razy czytelnicy pytali mnie, co mogą zrobić. Bo zbyt wiele jest realizmu w ich życiu, upiornego nacjonalizmu, czarnowidztwa. A przecież wystraczy pokochać związki karmiczne, poszarzałe nabrzeża, naturę. Nauczyć się odmawiać, wyrażać zdanie zdecydowanie, bez zbędnej egzaltacji. Zachęcamy z Baśką tych leniwych, którzy spoczęli na laurach, do działania. Statek uniesie każde wspólne popołudnie, teatralny wieczór, mydlarnie, farbiarnie i małe jaskółki. Ludzie, którzy tworzą, potrzebują siebie wzajemnie. Nie tylko do tego, by się wspierać, ale by widzieć siebie w oczach innych. W ogóle widzieć. Temperować ego, dotykać tych wszystkich czułych albo martwych miejsc. Bycie tylko dla siebie to żadna sztuka – napisałam w jednym z komentarzy na temat przyjaźni z Baśką. Ale to ona wyodrębnia w glinie drogi i styczne. Lepi labirynty, kominy, formuje przejścia. Tworzy kolorowe domy, w których ukrywamy pustynie, dobre miny, ulubione książki. Nic nas nie chroni oprócz sztuki i literatury, którą się karmimy. Ze statków sypią się słowa, w środku znikają nurzyki, pajęczyny i leniwe koty. Hodujemy w zakamarkach zioła, tworzymy indeksy nowych rzeczy. Zaskakują nas pory roku. Jakbyśmy były niewolnicami nastrojów, odciętymi od stałego lądu. Nasiąkamy zapachami. Po wycieniowaniu światła, słychać kumkanie żab. W wyobraźni tworzymy pewne ramy, które wyłaniają symbole. Co można ulepić z ciszy? Wyłowić z pomruku wiatru? Wyczytać z wierszy? To właśnie nas przybliża. Również muzyka, wypowiedzi ważnych dla nas osób. Baśka bezustannie komponuje przestrzeń. Przesuwa kąty, krzyżuje wewnętrzny świat. Odsłania zupełnie inny pejzaż i pokazuje nową perspektywę, jak patrzeć na ceramikę. Oczywiście trzeba chcieć dotknąć tego obrazu. Przyciąć go odpowiednio do swojej rzeczywistości i swojego punktu widzenia. Wyodrębnić z jaźni własny statek. Wydrapać na nim imiona, idyllę natury, ulepić cień albo światło. Na statkach nie wszystko jest na swoim miejscu. W języku symbolicznym każdy może się wypowiedzieć i ułożyć przedmioty, jak mu się podoba. Takie zadanie dostajemy od artystki. Lubimy się bawić w interpretacje? Tutaj mamy szerokie pole do popisu. Zastyga we mnie piękno obrazów, jakie tworzy Baśka. Są wysmakowane i subtelne. Dzięki niej przestrzeń nie drętwieje, nie staje się martwa, wręcz przeciwnie. Czuć w jej przedmiotach jakąś obecność. Nie tylko słów. Również odgłosy z otoczenia i czegoś bliżej nieokreślonego, co powoduje, że wciąż wracam do jej stawu, ryb i statków.

 

Będziemy o tym myśleć.
W kółko, w leśnej pętli. I nic z tych rzeczy nie zniknie. Dzwonki.
Domki. Kolaże. Zdania dzielone przecinkami. Suszone owoce
popijane sodówką. Nasz śmiech i brak złudzeń, że dosięgną naszych
rąk. Szkoda. Mamy widok na kawał świata. Lasy, góry, ocean, dom
za domem.

Małgorzata Południak

 

Tekst powstał dla kwartalnika kulturalno-literackiego Afront