Nawigacja mobilna menu

Tomasz Dalasiński (ur. 1986) – twórca tekstów poetyckich i prozatorskich, doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Autor książek z wierszami ©, Większe (nominacja do nagrody im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz” za rok 2018) i Póki nie żyjemy, książki prozatorskiej Nieopowiadania oraz książki krytycznej Jadąc do ciebie. Szkice o poezji Jacka Podsiadły. Stypendysta MKiDN, Miasta Torunia, Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego oraz ZAIKS w dziedzinie kultury.

Dom

Jest zmurszała więź więźby szew od strony struny

Jest cymbał co przebrzmiewa płodnym przedpołudniem

Jest nieobjęta mowa obojętna wargom

Jest wrogi posterunek na postronku Moskwy

 

Jest wspomnienie holendra na działce u Ryby

Jest dzieciństwo w pamięci wyżęte do reszty

Jest rok i ryk i koniec roku pełen ryku

Jest cno i do cna ckliwie wydrążony świat

 

Jest autentyczna władza w urojonym kraju

Jest część co nie istnieje choć woła o całość

Jest bezludna ulica oprószona światłem

Jest odpełzanie serca używanie rąk

 

I jest jeszcze ta dziura bez żadnej powierzchni

Skaleczenie bez skóry szczelina bez ziemi

Oczko bez sieci liczba pierwsza bez kolejnych

Cień bez słońca i długa śmierć bez życia: dom

 

Nowy Świat

Maćkowi Libichowi

 

Tak ciemno tu jeszcze nie było.

Ktoś patrzy, ale nie na to.

Ktoś na to patrzy,ale nie teraz.

Kiedy sikam pod palmą, spoglądając

w niebo, prawie jakbym się modlił.

 

Tak ciemno nie było tu jeszcze.

Wessane przez noc światła miasta.

Lśnienia witryn i szyldów.

Migawki karetek.

Ruch aut, ale wsteczny.

 

Tu jeszcze nie było tak ciemno.

Tu jeszcze brutto i netto, dochód

i odchód, dług, kredyt, podatek

od straty i łez. Tutaj czekam, czkam

czemuś. Gdzieś tam ujada pies.

 

Och, tu nie było tak jeszcze.

Noc, monitoring, szczęk szczęk.

Dług, Nowy Świat, nowy wiek.

Gdy zapinam rozporek,

świta. Wyjaśnia się.

 

 

Trzydzieści cztery

Trzydzieści cztery lata chodzę w jego nazwisku.

Trzydzieści cztery lata robię jego rękami.

Trzydzieści cztery lata mieszkam pod jego skórą.

Trzydzieści cztery lata on do mnie należy.

 

Gdy kiedyś wreszcie zechcę

z niego wyjść (raczej

prędzej niż później), gdy opuszczę

się w byciu, zastanę gdzie indziej,

 

w jakiejś erze wczesnego postkapitalizmu,

rozmrożonych lodowców, utopionych miast,

bez pieniędzy, komórki, umowy o pracę,

 

czy wtedy jeszcze będzie

dokąd pójść? I z kim?