Port Poetycki Chorzów
Port Poetycki dla miłośników sztuki odbywający się w Chorzowie
Robert Ryba Rybicki, ur. w 1976 r. w Rybniku poeta, eksperymentator, redaktor, autor tomów poetyckich, m. in. „Motta robali”, „Gram, mózgu”, „Dar Meneli” (za ów otrzymał Górnośląską Nagrodę Literacką „Juliusz” w 2018 r.; mieszka w Krakowie, gdzie organizuje Cracow OPEN MIC w klubie BAZA.
Rzęch
języka, poswarki
kochanologów, echa
zamierzchłych komunikatów, że
wygnałem pająka liściem mięty, albo
Kasia obnażyła różowe pięty, nie
prowadzą ani do niedzieli, ani
do łodyżątek rukoli czy akmelii;
w jaskini rewolucja: erectus przeciągnął
sznurek konopny przez jedną dziurkę w nosie
i wyciągnął drugą, co wzbudziło powszechny
śmiech: interferencja ludzkich głosów wśród
stalaktytów i nietoperzowych pisków gnije
w śmietniku pamięci, twardy dysk zmiękł.
I na tym rzęchu języka muszę się wspinać do poezji
jak kolejką wysokogórską na grań!
Gdy wiersz niczym się nie różni od zupy.
Gdy popularność domorosłych kucharzy
przebija kabareciarzy, sława pospolita
jak grzebanie wykałaczką w zgorzeli.
W małżowinie nosa mości się koza.
Nosz panie! Taka fraza! Zajebioza!
Pozdrawia was życie, które zabiera czas.
ZEGAR MITU –
– odwrócić! Czytelniku,
porzuć wstyd!
Nad Twoim mózgiem śpi ćma. I ćpa!
wzdłuż ślinianek przesuwa się ciasteczko
Rozkaz ucina fleksję.
PSYCHODELICZNY HUMANIZM,
a tu… niezadowoleniec (mucha
ci do ucha
nie wejdzie), stara rana
bezmyślna,
bezmiłosna, a
chciałbym zaprezentować Ci swoją maskę wszechwiedzącego nauczyciela,
gdy rozkaz ucina fleksję,
a tera jęcy oscypek:
takt trak trakt traktor – tak!
świerszcz szadź śledź!
tak tykać ćmę
takt szadź
rzęch traktora
(na miedzy)
zardzewiały dzwon
i szron na trąbce,
gdy rozkaz ucina fleksję…
(tartak tnie śpiew)
Popoemat urodzinowy dla MLB
Czy Europa musi tak śmierdzieć zjełczałym potem? Co będzie potem?
Naćpamy się peyotlem i polecimy samolotem?
Dajcie mu marokański kubizm! Hong Hao! Do boju!
Poezjo społecznie zaangażowanej pyskówki! Punk Show!
Proszę o wyprowadzenie tego zęba poza nawias ust!
System to totolotek kopniaków!
Byle nie zabiadolić koleżeństwa! W końcu
cała Afryka zapierdala na nasze poobiednie
czknięcia ze szczęścia: człapać dziarsko, by
zrzucić rusztowanie sztruksów: i purt! i sru! A co! Punk Show!
Widzicie tego po drugiej stronie ulicy? Dajcie mu wieniec laurowy!
I tak skończymy jako bioodpady w falistych kontenerach!
Cóż po urodzinach, skoro zawsze mogą wybuchnąć jako konfetti
z ludzkiej skóry! Chodźmy do programu, gdzie śpiewają ludzie z łapanki!
Kłaniajmy się gawiedzi i celebryckim partiom politycznym! Punk Show!
Flagi świata, od Falangi po Tybet, pokrójmy na cienkie paseczki i
zróbmy z tego wspaniały, puszysty omlet dla gangu telewizyjnych kucharzy!
Ależ oni się pięknie wygryzają! Te, Szekspir, zmartwychwstań, tu trza komedii
wielkiej jak zaraza! Te, Szekspir, nabij mi fifkę! Czemu się nie cieszymy?
Większość Europeanów to arystokracja, wszyscy jeżdżą powozami na ropę!
European! European! Punk Show! Papierowa bomba i żylaki w kwiatach!
Kac jest dla wszystkich a Ginsberg dla nielicznych! Punk Show! Ale po co?
Polaku z tektury! Nie chce mi się już drzeć ryja, ani drżeć ze strachu!
Paszoł won! Ostatni raz telewizor widziałem na elektroodpadach! Punk Show!
Opłakiwaliśmy ajpada, aojd przywalił nim w pleksiglasową ścianę umysłu,
niech sczeźnie system, niech sczeźnie to, co zniewala moich i Twoich kumpli
po fachu, rówieśników, ale nie wypowiadać, aby nie powielać, niech
wszyscy nasi kumple i kumpele, i ci, których nie znamy, będą wolni w imię Punk Show!
Nic na nas nie czeka w internecie, język robi nas w balona. A
tymczasem pogoda na wylew!
Ludzie! Rok minął!