Nawigacja mobilna menu

Paweł Lekszycki, ur. w 1976 r. Opublikował tomy poetyckie Ten i Tamten (wraz z Pawłem Sarną, 2000), wiersze przygodowe i dokumentalne (2001), Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie (2005), Wiersze przebrane (2010), Wszystko, czego dziś dotkniesz (2021); a także książkę Grupa Na Dziko. Socjologia i poetyka zjawiska (2001). Był redaktorem naczelnym Magazynu Literackiego „Kursywa”. Publikował w pismach, m.in. w: „FA-arcie”, „Lampie”, „Opcjach”, „Toposie”, „Kresach”, „Akcencie”, „Nowej Polszy”, „Gazecie Wyborczej” i antologiach literackich: W swoją stronę. Antologii młodej poezji Śląska i Zagłębia (2000), Antologii nowej poezji polskiej (2003), Tekstyliach (2004), Martwych punktach (2004), Tropach (2019). Jego wiersze były tłumaczone na języki: niemiecki, angielski, słoweński, słowacki, czeski i rosyjski.

Dzisiaj nie ma mnie w pracy

Dzisiaj nie ma mnie w pracy.
Nie odbieram telefonów, nie
przyjmuję faksów. Nie śledzę
statystyk, krzywych wzrostu,

spadku. Dzisiaj nie ma mnie
w pracy, jestem głuchy
na żądania szefa. Nie do mnie
płyną jego gorzkie słowa.

Odkąd nie ma mnie w pracy,
deadlajny mnie nie dotyczą.
Nie muszę z nikim
pilnie umówić się, spotkać,

nikt i nic nie jest ważniejsze
od tego, że nie ma mnie
w pracy. Nie łamię konstytucji,
nie zaprowadzam porządku

publicznego, używając przy tym
narzędzi przymusu. Nie ma mnie
w pracy. Nic nie pali się
w rękach, nawet papierosy

palą się rzadziej, kawa
pije się wolniej, natomiast
czekolada, nawet jeśli gorzka,
jest bardziej mleczna i słodka.

Słodka jest też myśl,
że nie ma mnie w pracy.
Omijają mnie złe spojrzenia,
wszystkich, którzy pracują

i zazdroszczą mi tego,
że nie ma mnie z nimi.
Wziąłem wolne i nie ma
mnie w pracy. Jestem wolny.

Nic dzisiaj nie jest ważniejsze
od tej właśnie chwili,
w której kończę pisać
dla ciebie ten wiersz.

 

Płytkie ślady

Przed nami suchy ocean, za nami
łach piachu, w którym zostawiamy
nasze płytkie ślady. Już spuścili
swoje prózki gończe, rozbłyskują

flary barwnych plotek. Śledzą nas
we wszystkich wierszach,
do których cię zabrałem. Rozbierają
zdania, słowa i piszą posłowia.

Być może wreszcie znajdą
w rzuconych mimochodem
zaklęciach lub w czarach.
Już najęli śledczych,

którzy wnikliwie badają
odciśnięte w tytułach tematy
dyskursów, rozsypane po wersach
okruchy ciasta, którym mnie karmiłaś.

Sprawdzają moc wykrzyknień
w czułych apostrofach, w pytaniach
retorycznych szukają odpowiedzi,
skąd w nas ta ciekawość.

Patrzą na krój czcionek, fonty
oraz puenty (do jednej powoli,
powoli się zbliżam). Pod
kolumną wiersza szukają ukrytych

dat schadzek. Przed nami suchy ocean,
za nami łach piachu, w którym płytkie
ślady są dowodem na to, że tutaj byliśmy.

 

Czytelnik

Czy będzie potrafił się wzruszyć, kiedy się dowie,
kto stoi za tymi wierszami, kto władał tą ręką,
która je pisała, dokąd wędrowały tuż po zapisaniu,
kto je pierwszy czytał i wzruszony wrzucał

do kosza na maile, żeby zatrzeć ślady? Czy pojmie
ten pożar, ten ogień, który spalał nas do cna
w długie noce i w zimne poranki? Czy zechce
zapomnieć, gdy się jednak dowie, kto zdalnie dyktował

przecinki, kto stawiał pytania, kto podkręcał kurek,
by krew wrzała jak złoto w rozszczelnionych
żyłach, grożąc katastrofą przy byle okazji, zmianie
głosu, dąsie, nieufnym spojrzeniu? Czy znajdzie

siłę, by wesprzeć dobrym słowem słowa,
którymi sypnęło jak liśćmi wczesnym listopadem,
których wiatr nie zamiótł w rzadko odwiedzany
zaułek ulicy, skąd takie wywozi się w workach?

A może rozliczy je z liter, sprawdzi saldo głosek,
wszystkich zmiękczeń, rymów, zmierzy rytm i tętno?
Podda analizie, głośnym przesłuchaniom, spisze
parametry lub się litościwie wzruszy? Czy zbędzie

 

milczeniem?