Nawigacja mobilna menu

Fot. Jolanta Stelmasiak

Małgorzata Anna Bobak-Końcowa – poetka, malarka, animatorka kultury, ilustratorka książek.

Członkini i założycielka Polskiego Stowarzyszenia Haiku. Zrzeszona w Opolskim Oddziale Związku Literatów Polskich. Związana z Wolną Inicjatywą Artystyczną – WYTRYCH, Poetami po godzinach i Poetami Pszczyńskimi. Zadebiutowała w 2017 na łamach 155th WHA Haiga Contest. Autorka tomików: Brzydka (2012), Żywot Pliszki (2012), Medalik bez łańcuszka (2015), Juzine (2016, MINIATURA, Kraków), Co pachnie cisze j(2018, El-Artpress Wrocław) i Papierowe serwetki (2019, ANAGRAM, Warszawa). Jej utwory znalazły się w wielu antologiach, m.in. Contemporary Writers of Poland 2000-2014 wydanej w Stanach Zjednoczonych, Pszczyńskiej Grupy Poetyckiej Wczoraj, dziś, jutro, w Antologii Poezji Kobiecej Czas Kobiety, Antologii Międzynarodowej Grupy Artystycznej „Kwadrat” Metafora współczesności, w Antologii Poetów Polskich 2017, w Almanachu Pokonferencyjnym Kondycja Dzisiejszej Polskiej Poezji, w almanachach Polskiego Stowarzyszenia Haiku Wędrowne Ptaki, Wędrowne Ptaki II i Wędrowne Ptaki III, w Międzynarodowej Antologii Festiwalu Poezji Słowiańskiej 2019 Złączeni Słowem, w Międzynarodowej Antologii Impresje pod redakcją Alicji Kuberskiej, w IV Almanachu Kawiarenki Literackiej Modraczek Chwile uchwycone, pod redakcją Barbary Jędrzejewskiej, w almanachu AKANTU Słońce i księżyc – XIX Agon Poetycki o wieniec Akantu, Wierszem w czas pandemii Wolnej Inicjatywy Artystycznej WYTRYCH, Antologii Polskiego Haiku „Nieobecność”. Publikowała na łamach Śląska, w Wytrychu, Papierowym Żurawiu, Akancie, Gazecie Kulturalnej, Zawierszujmy Bielsko, Gazecie Pszczyńskiej, Migotaniach, w japońskim miesięczniku KUZU, w ARTIS – Niezależnej Inicjatywie Poetycko-satyrycznej, w Babińcu Literackim, Mega*Zine Lost & Found, w japońskim miesięczniku „KUZU”, w POST SCRIIPTUM, oraz na portalach PoeciPolscy.pl, pisarze.pl, Kuźnia literacka, Sofijon.pl. Prowadzi Salon Literacki przy Nyskim Domu Kultury. O jej wierszach pisali miedzy innymi: Jerzy Stasiewicz, Bogdan Widera, Maciej Szczawiński, Marta Klubowicz, Stanisław Bereś, Ada Jarosz i Barbara Gruszka-Zych.

 

czerwone lakierki

mamie

historia zaczyna się od spaceru przez wieś
przystańmy na chwilę
aby zobaczyć ulicę kościół pocztę remizę bar
i kiosk można tu kupić bilet na PKS i spirytus salicylowy
ale dziewczynka patrzy na lizaki w kształcie kogucików
od nich usta robią się czerwone
jak kwiaty dzikich róż (rosną pod kościołem)
skrzynka do której dziadek wrzuci list
i wóz strażacki co pędzi ulicą
wtedy kury uciekają w głąb podwórek
jeśli nie zdążą ochlapuje je czerwień
czerwona pomadka na ustach ekspedientki
zawsze wydaje się za jaskrawa
za resztę można kupić garść kruchych krówek

tylko że teraz wszyscy patrzą
na czerwone lakierki ze stolicy
idą razem przez wieś – dziadek wiedział dużo o miłości i śmierci
uczył ludzi milczenia i szacunku do ziemi
zanim zaczął patrzeć na wszystko z pułapu
gromowej skazy na niebie był dobrocią
domy rozdzielał po wędrówce ze wschodu
z rządowym przykazem tak czule
że zapomniał o sobie

kiedy nie wracał długo z Warszawy dom trwał w milczeniu
uparcie w czekaniu sikorki otwierały dziobami za rześkie poranki
jaskółki zamykały za długie wieczory
a z każdym zamknięciem ubywało wielkiej kuli na niebie
kiedy ma się cztery lata bociany wydają się jakieś większe
psy za duże każda gąska do oswojenia a królik do przytulenia
ale kiedy wraca dziadek
nic się nie liczy można tak iść i iść przez wieś
aż minie pora obiadowa i wystygnie barszcz z ziemniakami

któregoś dnia dom zamilkł na rok i dłużej
zamilkł głośniej niż kiedykolwiek przedtem
później jaskółki zatrzasnęły drzwi stajni
stał smutny koń – nikogo nie trzeba było uczyć milczenia
łzy starych i młodych kobiet jednakowo chowały w kąty
tylko którejś długiej nocy zaskrzypiała stara szafa
i dziewczynka wyszła z niej z lalką i misiem
budząc perlistym śmiechem całą rodzinę
mówiono przy śniadaniu że dziadek wrócił na chwilę
i nikt nie ośmielił się odebrać zabawek
choć do urodzin było daleko
mówiono też że ubecy wyrzucili dziadka
przez okno z pędzącego pociągu
bo nie pozwalał na rozkradanie niemieckich grobów
a może za to że był jasny jak gołąb
który zagląda między pręty snów
i plugawym uzmysławia jak bardzo są robaczywi
chmury tak mają – nadchodzą i rozkładają skrzydła
nad szczęśliwym życiem
zamarza wtedy nawet piekło

tylko że teraz wszyscy patrzą na czerwone lakierki ze stolicy
idą razem przez wieś

 

może tak być

Marcie Klubowicz

 

już od pewnego czasu nie interesuje mnie
co w polityce
i tv gdzie mecz jest sprzedany
a benefis przypomina tort
wyskakuje naga hostessa ze złotą szarfą
obchodzę coraz mniej świąt nieruchomych
ruchome ustanawiam sama
piję wytrawne czerwone zachody słońca
gorzkawy likier
gwiazdy łaskoczą w podniebienie
czasem z przyjaciółką z Warszawy
pijemy wino
opowiada historię o Różewiczu
był jak skowronek jego nuta trafia do nieprzerobionych
na masę papierową towarową towarzyską
tacy ludzie boją się ściśniętego gardła
a dla Różewicza literatura
nie była zabawą z rzężącym jamnikiem
który chowa się pod szafę
nie zamykał nie kneblował wierszy
nie perfumował głosu
takich historii nie słyszałam wiele
takich nut
nie powtórzą ci co myślą że są poetami
starają się usilnie
czasem wydają oszczędności i tomik
własnym sumptem w drukarni od reklam
z nośnym tytułem i okładką
też nieznośną
moja przyjaciółka nie musi się starać
kiedy unosi kieliszek
– smakuje zachód słońca
w pokoju pachnie Toskanią
i wiatrem znad Valle del Maipo
może tak być
że wino nabiera jedwabistej tekstury
dzięki rzece Maipo
której źródło znajduje się w Andach
na zboczach wulkanu Maipo
może tak być
że gleba pełna mułu i gliny
nadaje bardziej owocowy smak
naszym rozmowom o poezji
może tak być
że moja przyjaciółka
jest zdolna czuć więcej
i mówić co myśli
bo przeszła w życiu niejedną grań
i nie były one z tektury
ale milczenie o tym uznałabym za bardziej wymowne
może tak być
że Różewicz też by o tym milczał

 

tata

tacie

pewnego wieczoru
tata odprowadził mnie do domu
południowa strona miasta
oszpecona kolorowymi wieżowcami
dziwiliśmy się że dotykamy mało istotnego tematu
czterdzieści lat a stoją i stoją
tato skończył podstawówkę
ale przeczytał i zapamiętał księgi
wzory zasady prawa i Pana Tadeusza
opowiadał o wszystkich bezmyśnych rewolucjach
państwowych przemysłowych kulturalnych
koszulach rwanych na sztandary
tyranach legionach legendach i mitach
z tej burzy mocą błyskawicy wydobywają się
wizjonerskie tezy
choć wzorem wiarusa przyznaje
że nie mówi wiele o tym co się wydarzy z ludzkością
poetki nie są gotowe
by przetwarzać takie wiadomości
powinny spokojnie pisać te swoje wierszyki
nie pamiętam czy kiedykolwiek rozmawialiśmy
o poezji kobiecej
wiem że ceni Szymborską
za jej niewybredne poczucie humoru
jestem pewna że nie zna wiersza Śliwiaka
obrazującego urok Adachi Kazuko
Różewicza o nosorożcu ucieczce świnek dwóch
i największym skandalu wszechświata
za to często cytuje Miłosza
który ostrzegał przed zasmucaniem bliźnich
gadaniem że nie ma Boga
nawet jeżeli jest się święcie o tym przekonanym
pomyślałam że mogłabym poczytać mu te wiersze
choćby na tarasie działkowym przy kawie
między sadzeniem fasoli a podcinaniem krzewów
najwyraźniej brakuje mi odwagi
tata lubi błyszczeć
ja podobno świecę choć nie chcę
moje miasto też ma poetów
nawet wieszcza niemieckiego
pomnik stoi niedaleko kamienicy w której mieszkam
kiedy podeszliśmy pod drzwi
kolejny raz zapytał o mojego byłego męża
co pisał wierszyki dla mnie
a potem dla innych kobiet
z którymi stworzył poematy nieliryczne
spytał czy przyjęłabym go pod dach
gdyby przyszedł w zgrzebnym worze
jak Jurand ze Spychowa i błagał o przebaczenie
pomyślałam że literatura bardzo wpływa
na światopogląd ale i na rodzinne relacje
może gdyby czytał więcej wierszy
nigdy nie zadałby takiego bezsensownego pytania
tym razem przytuliłam go z miłością odwzajemnioną
i nigdy nie wróci już do rozmowy
czasem oglądamy się w przeszłość
by przyjrzeć się demonom
które gonimy całe życie
a one przebiegle kryją się
w naszych trzewiach

Nysa 12.04.2021