Port Poetycki Chorzów
Port Poetycki dla miłośników sztuki odbywający się w Chorzowie
Kinga Piotrowiak-Junkiert – urodziła się w 1982 r. Poetka, badaczka, tłumaczka i redaktorka. Na co dzień wykłada literaturę węgierską na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Autorka monografii Świadomość zwrócona przeciwko sobie samej. Imre Kertész wobec Zagłady (Warszawa, 2014). Ostatnio w jej przekładzie ukazały się książki: Imre Kertész, Ostatnia gospoda (W.A.B, 2016), Géza Röhrig, Oskubana papuga Rebego. Zmyślone opowieści chasydzkie (Austeria 2016) oraz Zoltán Halasi, Droga do pustego nieba (Nisza 2017). Autorka tomu Pieśni Myrmidonu (Dom Literatury w Łodzi, 2019). Prowadzi blog dyskretnyurokdrobiazgow.blogspot.com i projekt Gdzie się podziały poetki? Tu są! Mieszka w Poznaniu.
(z tomu Pieśni Myrmidonu, Dom Literatury w Łodzi 2019)
Ogon. Ogień
czegóż się bać
- Czechowicz
w ilu pudełkach kartonach słoikach
w ilu piwnicach i na ilu strychach
posiali mak by było cicho
kotne zwierzątko przeciska się przez szparę
mija niewprawne litery wyryte na ścianie
ignac nosi myszom misie po dzieciach
moszczą miot w trocinach z martwym uchem w zębach
myszom śnią się dziewczynki z tych piwnic
niewymowne twarze bez ust zszyte jamy ciała
schnie rogożyna tężeje dno kosza
pochyl plecy splataj ciasno głoski
niech nie pęknie w ustach ani jedno imię
niech je rzeka bezpiecznie rozbije o brzeg
uciekły bez zapłaty został ślad ogona
biegły w stronę równika ale nie wyrównał
Guzik
godzinę po pogrzebie weszliśmy z wujkiem jankiem pod twój stół
(komuś urwał się guzik) kościana figurka potoczyła się dywanem
aż pod stare biurko ciotki usypały piramidy z torebek tężały na fotelach
płaszcze z lodenu jak wypchane morsy z wiedeńskiego muzeum
kładź dłoń płasko szukaj starannie w końcu się znalazło
nic
kłębek kurzu gen popiołu
pamiętał twój głos powtórzył bezbłędnie świst płuca szum pociętych żeber
wchłonął wszystkie sylaby zniknął pod dotknięciem
tyle świąt już było bez ciebie wciąż omijam odkurzaczem to miejsce
jętki. eufonie
odławiałyśmy je w lepkich sezonach
opadały na dno mulistych królestw
gdzie światło dociera rzadziej niż ręka dziecka
trop kończył się tuż nad wodą tam ustawał lot
nurt unosił je w milczeniu a czas zawracał
w przeklętych sadach prababki pochylały się
nad więdnącą rutą cięły w pośpiechu
zamknij szybko oczy tym jesteś
przełykaniem życia śliską nitką krwi