Nawigacja mobilna menu

Bianka Rolando (ur. 1979 w Warszawie) – poetka, artystka, ilustratorka. Stale współpracuje z galeriami „Foksal” i „Leto”. Opublikowała zbiór opowiadań Rozmówki włoskie i zbiór próz  poetyckich Podpłomyki. Za poemat Biała książka otrzymała Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny Jest także autorką tomów wierszy Modrzewiowe korony, Łęgi, Pascha oraz Małej książki o rysunku.

.

z tomu Łęgi

 .

 .

Tarantela nad ścierniskiem

.

Skacząc na krzywej nodze

uderzam w sufitu torturę

tańczą zwierzęta w podłodze

do głębi obrotu przez skórę

 

Hejże, chude zwierzęta ofiarne

do tańca niech zlepi nas jad

i niech da nam siły marne

by zniszczyć drucianych kół ład

 

Oto ciemne i palne są psoty

trupie głowy na żerdzi dyndają

w tę noc wątpliwej pieszczoty

do przekleństw siłą zmuszają

 

Hejże, chude zwierzęta ofiarne

do tańca niech zlepi nas jad

i niech da nam siły marne

by zniszczyć drucianych kół ład

 

Woskowe zwierzęta procesji

płoną w przetarciu krzemienia

rozdajmy komunię w opresji

skąpani w bryłach bez cienia

 

Hejże, chude zwierzęta ofiarne

do tańca niech zlepi nas jad

i niech da nam siły marne,

by zniszczyć drucianych kół ład

 

Nie tańczę nikomu przy nodze,

dłonie są w ciągłym płomieniu,

przez zwierząt ciała przechodzę

pływając w wartkim strumieniu

 

Hejże, chude zwierzęta ofiarne

do tańca niech zlepi nas jad

i niech da nam siły marne

by zniszczyć drucianych kół ład

 

W głębi, w kołysce z kalcytu

bliźniacze kryształy pielimy

mnożymy się licznie do rytu

choć w tańcu się roztrwonimy!

 

Hejże, chude zwierzęta ofiarne

do tańca niech zlepi nas jad

i niech da nam siły marne,

by zniszczyć drucianych kół ład

 

a tych, co tańca ci odmawiają

nie mając rąk, wydadzą pięść

co twoje białe imię skreślają

pal licho sześć, pal licho sześć

.

.

Z tomu  Modrzewiowe korony

.

 .

Ostatnia czynna Centrala

.

Wstaję, dygocząc, ręce szeleszczą z zimna

gdy pakuję w papier firmowy cztery romby

Po bokach transfuzja danych, transfuzja krwi

subtelne zgrubienia, o których pisma milczą

ze względu na czytelność

 

Na dworcu, obok, przerażona dziewczyna

patrzy na mnie, czeka na mój wschód

 

W przeszłości, w przyszłości Dokarmiające Zwierzęta

Szorstkie języki cieląt pijących twoją i moją krew

w korytarzach nabitych tytoniem łaski pańskiej

Zasady domniemanej niewinności, phi

Wszystko wokół nas wyczekuje, wyjękuje

– Daj jeść, daj jeść przed czasem

Choć pół porcji!

 

Chodź po północy pewnym krokiem

.

.

Hashima

.

Hashima, Hashima, eter i pawilony

haszszima, szszima, eter i pawilony

Nie wystarczyło pokarmu w pawilonach

Puste, lekkie, przenośne, rozluźnione

 

Hashima, Hashima, tu nie było miłości

Hashima, Hashima, tu nie było miłości

Worki z jelit jaskółczych szeleszczące

Dwunastościany rombowe, perfekcyjne

 

Hashima, Hashima, łagodny kolor zamszu

Hashima, Hashima, łagodne podniesienia

Wraz z innymi ofiarami leżysz w łóżku

Zwiną cię służby, przepraszając za zwłokę

 

Hashima, Hashima, wydajesz się za, wydaje ci się, że

dadzą ci trochę węgla, nie oczekując wysokiej zapłaty

Hashima, Hashima, modliłam się nie tymi koronkami

co do boga z węgla, w węglarkach jak w lektyce musującej

rytmiczne pulsowanie, mus szampański, krrrrawędzie

on przemieszcza się z wysiłkiem, na paluszkach wychodzimy

by nie usłyszał nas ponownie opiekun roku drugiego

niewykształcony w kopalni w dostatecznie Ciemne, Jasne