Nawigacja mobilna menu

z cyklu: odrzeczowienie

I

narodziny

kiedy wiosna przyjdzie do mnie oni nie
Julia Janas

bała się zamkniętych drzwi
i samochodu, który ją tam przywiózł.
tyle, że każdy samochód był tym samochodem,
a każde drzwi, tymi drzwiami,
które się zamknęły dla niej.

zabarwienia spływały powoli.
pierwszy był brunatny niedźwiedź –
Adam i bladoróżowa poduszka.
poznawanie miękkości rozpoczęła od rzeczy.

dwa miesiące później zmieniono jej imię.
nazwisko nigdy nie miało znaczenia.
po trzech miesiącach przestała wyrywać sobie włosy,
chociaż nadal budziła się z krzykiem.

wyposażona w rodziców i brata
ostrożnie zacierała krawędzie domu.

II

nauka chodzenia

czekam na ciebie stopą
Julia Janas

bała się ludzi, dlatego wyciągała ręce do każdego,
wchodziła na kolana. sporadycznie budziła się
w nocy, by sprawdzić czy jest obok ta,
której uczyła się od nowa.

włosy odrastały szybko. słowa nabierały znaczenia.
mama, mamo, mamę biła po twarzy małą piąstką
i to był pierwszy ułamek na miłość.

 

III

przynależność

słońce ma rogi duże rogi
Julia Janas

na dobre wprowadziła się jesienią
po wiosennych krzykach i letnim niejedzeniu.
odrzuciła piąstki jak liście.
nauczyła się łapać spódnicę.
coraz rzadziej widywano ją,
obco wpatrzoną w słońce.

 

miód na sukience

 

różanopalca schodzi z gór
w koszu martwa natura
i grzech na ramieniu w szafranie

zamiotła sady
w drodze nad rzekę
półksiężyc bioder
leniwie przeciąga brzegi

piersią karmi Jasnego
a wierny Promienny u stóp
skubie płatki skóry

później zbudzi ptaki
i w dół po łydkach lasu
w żywiczne zapachy

jeszcze splącze włosy
muśnie koronę
nim Słońce zedrze z niej
ziemię

 

przepowiednia

 

rytuał parzenia herbaty
z wariatem w tle
zaczyna się od zdjęcia
pasów

stół
na stole cerata
nie ma czajnika
jest elektryczny podgrzewacz
pęknięty kubek
plastykowa łyżeczka
cukier w słoiku po dżemie
i grande they roibos

parzenie trwa krótko
zanim nie wyrzuci

będziesz żyła trzy tysiące lat

 

 

z cyklu : zakład pracy chronionej

 

część pierwsza: przygotowanie darów ofiarnych

w tekturowych pudłach równo upchnięte korpusy.
magazynierzy nie szczędzą sił. białe na lewo, czarne na prawo.
Chiny zamawiają czerwone. trzeba je moczyć
w azotanie ochry i rdzy. pracują przy nich mężczyźni
pozbawieni kończyn dolnych. niemych przeznaczono
do skręcania kości. szczelne kartony otula się taśmą
uwaga szkło, nie piętrować!

część druga : wyniesienie

wczoraj zakupiono wózek widłowy.
ci bez uprawnień mogą tylko powąchać.
bardziej wyszkoleni jeżdżą w cywilkach,
nie ujawniając skrzywień.
chyba że ucho zbyt wszyte w szyję
odsłoni ranny wiatr.

winda dociera tutaj na każdy poziom produkcji,
tylko do wyjścia prowadzą schody.

część trzecia : upadek

chłopiec placowy rozkłada się
powoli – wiadro pod ścianą miotła na wznak.
uczy się fechtunku zamiatając trawę.

czasem po zmroku widuje się go
tępo wpatrzonego w latarnię.

nie ma dokąd pójść.

antyfona

nie racz patrzeć na ułomności
nasze albo rodziców naszych
i racz nie karać nas za nasze ubytki