Nawigacja mobilna menu

foto Sergiusz Olenycz

НАТАЛІЯ БЕЛЬЧЕНКО / Natalia Belczenko (ur. 1973 w Kijowie) – ukraińska poetka i tłumaczka, absolwentka Wydziału Filologicznego Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki, członkini Ukraińskiego PEN Clubu. Autorka dziewięciu książek poetyckich, m.in. Зримородок (Zrymorodek), 2013; Знаки і знади (Myki i wabiki), 2018; Мурмурація (Murmuracja), 2022. Jej poezję tłumaczono na niemiecki, francuski, angielski, bułgarski, koreański, holenderski, polski, litewski, łotewski, hebrajski, hiszpański. Laureatka Nagrody Huberta Burdy (2000), nagrody w konkursie na najlepsze tłumaczenia poezji Wisławy Szymborskiej na język rosyjski, białoruski, ukraiński (2015) oraz nagrody Fundacji im. Łesi i Petra Kowałewych (2019). Stypendystka programu Ministra Kultury RP „Gaude Polonia” (2017). Mieszka w Kijowie.

 

Przełożył Walery Tichonow

 

***

Gdy świat ten wymiotuje wojną

I, jak we krwi, się w próżni pławi,

Dzieli się ze mną wiosna hojna

Na dwie: bocianią i żurawią.

 

Żurawia z siłą mnie wyciska —

I już po strachu i po zgodzie

W ten czas, gdy brnie niedola śliska

Do rąk po kruchym, cieńkim lodzie.

 

Ugrzęzły w gramatyki błocie

Czas przyszły z przeszłym do połowy.

Bociany zaś zasnęły w locie,

Zanim zdążyły przywędrować.

 

Czuwają tylko ochotnicy

I wojsko. A tymczasem dziecku,

Co urodziło się w piwnicy,

Kamienne wręcza Bóg świadectwo.

 

 

* * *

І поки світ блює війною

І відступає в порожнечу,

Весна вже ділиться зі мною

На журавлину і лелечу

 

Тримає силу журавлина,

Вичавлюючи страх і згоду,

Коли іде біда первинна

До рук по весняному льоду

 

Прийдешній час і час минулий

В граматиці застрягли навпіл

Лелеки на гнізді поснули

Іще не прилетівши навіть

 

Лиш ЗСУ і волонтери

Не сплять. Народжене в підвалі –

За відліком нової ери –

Дитя отримає скрижалі

 

Tłumaczenie Paulina Ciucka

***

 

Gęsty śnieg nad krakowską doliną

Zwalnia frazę, więc wolniej się żyje.

Nawet łzy z oczu wolniej mi płyną

Z niepokoju i trwogi o Kijów.

 

Dzisiaj Kraków to twój płaszcz przechodni –

Ciebie włożył ktoś całą i zdrową

W jego kieszeń, do drugiej zaś schował

Ból nieznośny i niewymowny.

 

Zapalniczka Szymborskiej to ty –

W płaszcza prawej kieszeni.

W lewej rozpacz, cierpienie i łzy,

Jak w dolinie Irpieni.

 

 

***

Cніг над Краковом пада такий,

Що сповільнює фрази і дії,

Ще сповільнює сльози з-під вій

Від воєнного страху за Київ.

 

Краків – плащ, підлітковий, мабуть,

Де знаходиш себе у кишені

Неушкодженим, в іншій живуть

Розпач, біль незнищенні.

 

Запальничка Шимборської ти

В тій кишені, що справа.

А у лівій розлито біди –

Як ірпінська заплава.

 

 

Przełożyła Hałyna Dubyk

 

* * *

 

I tak się do dłoni przytula miasto,

Jak wosk scalający miodowe plastry.

Przez nektar, co pszczoły nieśpiesznie naniosły

Na dnie prześwituje krew i zniszczenie,

I bielmo gwałtownie przesłania promienie

Słonecznej i jasnej wiosny.

 

Czas stary Muranów wywrócił na nicę,

Zmienił i wygląd, i nazwę ulicy.

Lecz można się zdobyć na skok w te głębiny,

Wejść jak poławiacz pereł w odmęty

Krwi oraz łez niewyschniętych

Chociaż nie wszystek wypłynie.

 

Kiedy połykał Umschlagplatz pokolenia,

Gdy wymiotował tysięcznym cieniem

Coś pękło w tej jednej chwili.

Tory tramwajów splotły ramiona,

I Wisła wciąż płynie, choć jakaś zmieniona,

Bo tylko nieliczni przeżyli.

 

I kiedy niewprawne skrzydło poleci

Ulicą, której już nie ma na świecie,

Lecz oto ocknęła się nagle.

Ja wkroczę w kwietniowe szaleństwo wieczorów

Jazgot usłyszę tych szyn i tych torów,

Przepijając jak gość z gospodarzem.

 

* * *

І так пригорнулося місто до рук,

Як теплий щільник до бджолиних сполук.

Крізь мед, що відклався поволі,

Руїни і кров проглядали на дні,

І впала полуда у дні весняні

Під промені сонячні голі.

 

Колись тут Муранівська площа була,

А зараз будинки з бетону і скла,

Але як за мушлею можна

Пірнути і випливти за хвилеріз,

У морок підземний невисохлих сліз,

Хоча випливає не кожний.

 

Коли Umschlagplatz наковтавсь поколінь

І виблював кількасоттисячну тінь,

Щось луснуло в тверді і тиші.

І колій трамвайних замкнулись вуста,

І Вісла блищала вже трохи не та,

Бо вижив лиш найщасливіший.

 

Коли полетить невитравне крило

Повз вулиці, котрих давно не було,

Та ось повернулись до тями,

Я вийду в квітневий незвіданий шал,

Відчую бряжчання тих рейок і шпал

І вип’ю як гість з хазяями.